Podróże małe i duże > Estonia 2010

Estonia 2010: Viljandi - Narodowy Park Soomaa

Herb ViljandiPo dwóch dniach zwiedzania miasta postanowiliśmy opuścić na chwilę Tartu i udać się bliżej przyrody, czyli do miasteczka Viljandi i do Narodowego Parku Soomaa. Wielką zasługę w tej wyprawie należy przypisać Benyemu, bo to właściwie on miał ogromną chęć pojechania gdzieś na wieś, a nie my. Couchsurferkę, z którą się wcześniej spisał, przekonał, by przenocowała i nas, więc nie musieliśmy się stresować niczym. Cieszyło nas to tym bardziej, że nasz tartuski gospodarz jechał akurat na studia do Tallinna i nie bardzo było jak u niego się przespać. Swoją drogą to rzadkość, żeby ludzie z Tartu jeździli na uczelnie tallińskie, bo te uważane są za dużo mniej atrakcyjne.

BagnaAugust MaramaaBagna w kwietniu

Jak się później okazało bagna w Soomaaparku były najciekawszą, najpiękniejszą i najbardziej niezwykłą rzeczą, jaką uraczyła nas Estonia. Razem z Zosią bezsprzecznie się w tym miejscu zakochałyśmy. Zrobiłyśmy mnóstwo zdjęć, wymoczyłyśmy nogi w licznych jeziorkach, nacieszyłyśmy oczy widokiem z punktu widokowego a dusze obecnością Maarji – naszego dobrego ducha z Viljandi.

Zapraszam więc do zwiedzania średniowiecznego, zabytkowego miasta na południu Estonii i bez mała sąsiadującego z nim narodowego parku Soomaa.

Bagno pełne kolorówBeny nad jeziorem ViljandiBezkres

Viljandi

Do Viljandi – dwudziestotysięcznego, średniowiecznego miasta - dojechałyśmy z Tartu autostopem. Bardzo szybko, z miłym rosyjskojęzycznym Estończykiem. Wysiadłyśmy w centrum i odwiedzając po drodze informację turystyczną dotarłyśmy do przemiłej knajpki „Tegelaste Tuba” (dosłownie: znaków w pokoju). Miejsce osobiście polecam: jedzenie dobre i w znośnych cenach (choć porcje wielkością nie powalają na kolana), wnętrze klimatyczne. I przede wszystkim lokal znajduje się w samym sercu miasta.

Chłopiec z rybąDroga przez lasDroga przez las nie jest długa...

Znakiem rozpoznawczym Viljandi są porozrzucane w różnych miejscach duże truskawki. Znajdują się one tam za sprawą pochodzącego stąd Paula Kondasa – malarza prymitywisty, który stworzył obraz pod tytułem „Zjadacze truskawek”. W okresie okupacji rosyjskiej owoce te ponoć były w Estonii towarem nader luksusowym, na który stać było tylko najlepiej usytuowanych ludzi (czytaj: głównie okupanta). Dzieło Kondasa było krytyką tej bogatej rosyjskiej klasy społecznej. Gdy Viljandi odzyskało suwerenność, wtedy stworzono w nim muzeum wspomnianego malarza. Przed wejściem do budynku zasadzono krzaczek truskawek, które następnie postanowiono porozrzucać (już w wersji metalowej) po całej miejscowości.

Dziki bagienny lasGrzybów było dostatekMost wiszący

Zanim zaczniecie z bliska zapoznawać się z terenem - zachęcam do wejścia na trzydziestometrową Wieżę Wodną (Vana Veetorn). Wstęp na nią kosztował we wrześniu 2010 pięć koron estońskich dla dzieci, uczniów, studentów i osób starszych, a dla pozostałych była to kwota dziesięciu eek (dzieci do lat siedmiu nie płaciły nic). Z tego miejsca można obejrzeć całą panoramę miasta i okolic wraz z jeziorem, kościołami, ruinami zamku, zabytkowymi budynkami i wieloma innymi miejscami. Moim zdaniem warto wydać te parę koron (właściwie to parę euro, bo taka waluta jest w Estonii obowiązującą od pierwszego stycznia 2011) na zakosztowanie tego widoku.

JezioroJezioroMaarja, Beny, Zosia
Domek w SoomaaparkuPark w ViljandiPowalone drzewo

My po zejściu z wieży zwiedzaliśmy miasto w następującej kolejności:

-jezioro Viljandi – z zadbaną plażą, wieżą do skoków, małym molem i czystą wodą (sama radość orzeźwiającej, jesiennej kąpieli!) oraz starymi,drewnianymi budynkami wokół;

-ruiny zamku wybudowanego w XIII wieku, a zniszczonego na przełomie wieków XVII i XVIII;

-w drodze pomiędzy jednym a drugim zachwycaliśmy się przecudnym parkiem z bardzo oryginalną huśtawką i wiszącym mostem, a także pomnikiem Augusta Maramy z psem – tutejszego burmistrza z początku XX wieku – i fontanną chłopca z rybą. Niestety do zabytkowych kościołów – z tym luterańskim świętego Jana na czele – nie udało nam się wejść, gdyż te w Estonii poza godzinami nabożeństw są pozamykane. Jest to wynik słabej religijności mieszkańców tego kraju, a czasem wręcz jej braku. Ale o tym w jednym z kolejnych artykułów.

Z powodu braku czasu nie dane nam było doświadczyć najważniejszej – folkowej strony Viljandi. Może ktoś z czytających te słowa był w Ośrodku Muzyki Tradycyjnej czy Sztuki Naiwnej bądź na tutejszym festiwalu folkowym i chciałby się podzielić wrażeniami z czytelnikami Libertasa? Zachęcam do kontaktu mailowego: olga.rarytas@libertas.pl. Bardzo mi na nim zależy zwłaszcza dlatego, iż wiem, że zarówno samo Viljandi jak i cała Estonia z muzyki dawnej, folkowej są znane i w tejże dziedzinie przez specjalistów światowych uznane.

Przegryzanie suszonych muchomorów ponoć w Estonii łagodzi zimową depresję Roślinność bagiennaRuiny zamkuRuiny zamku

Narodowy Park Soomaa

Najlepiej w jego rejony dojechać samochodem. Drogi, nawet w głębi parku, są wyśmienite. Porządnie ubite, bez dziur. Nas zawiozła tam Maarja, nasza gospodyni a zarazem organizator wycieczek po okolicy. Soomaapark to lasy i ogromna ilość bagien. I nader dobra infrastruktura turystyczna. Przy początku ścieżki, którą zamierzaliśmy przejść, znaleźliśmy nie tylko czysty wychodek, ale też mały drewniany domek, w którym w cieplejsze noce można nawet się przespać!

Slonce zachodzące nad ViljandiStarych drewnianych budynków w Viljandi nie brakujeTruskawka - symbol Viljandi

W okolicy kwietnia z powodu silnych roztopów nie ma za bardzo jak cieszyć się tutejszymi mokradłami, ale my byliśmy tam we wrześniu, więc mogliśmy wędrować do woli. Szlak, który przeszliśmy, miał około czterech kilometrów i prawie w całości składał się z drewnianych kładek umocowanych nad grząskim terenem. W co bardziej niebezpiecznych miejscach miały one nawet poręcze! Część trasy prowadziła lasem, część zaś był to teren ze z rzadka porozsiewanymi drzewami, jeziorami i mnóstwem przyziemnej roślinności. Według przewodnika na terenie parku znajdziemy ponad 537 roślin bagiennych, 185 rodzajów ptaków i 43 gatunki ptaków! Liczby mówią same za siebie. Reszty niech dopełnią zdjęcia.

Tegelaste TubaTegelaste TubaWidok z Wieży Wodnej

Na koniec chcę tylko dodać, że podczas naszej wizyty w tym miejscu nie spotkaliśmy praktycznie żadnych innych ludzi, co było ogromnym plusem. W wakacje ponoć są tam tłumy, więc może lepiej wybrać się na spacer we wrześniu?

Dziękuję Maarji za gościnę, wyprawę, która zostanie w pamięci mam nadzieję do końca życia oraz wieczorną imprezę u Liny (przepraszam za nasze zaśnięcie w trakcie niej...). I dziękuję oczywiście Benyemu za towarzyszenie dwóm zdrożonym polkom (czyli Zosi i mnie)w pierwszych naszych estońskich dniach. Mam nadzieję, że nasze drogi się jeszcze kiedyś skrzyżują. W co ufam głęboko i zaczynam pisać kolejny tekst o Tartu (już bez towarzystwa młodego Izraelczyka), bo wiele jeszcze się w nim zadziało po naszym powrocie z Viljandi.

Wieża WodnaZjadacze truskawekZosia przy wejściu do ruin zamku
Olga Gretka
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.