Podróże małe i duże > Bitwa o Pasztet, czyli wspomnienia z Mongolii

Kolej Transmongolska

W drodzeZapewne u każdego kolej syberyjska przywołuje jakieś skojarzenia. Będą one przyjemne lub nie, entuzjastyczne lub mniej, rzadko jednak nijakie. Każdy z nas wie, co to jest Syberia, każdy słyszał o kolei transsyberyjskiej.

O Syberii i jej kolei najczęściej dowiadujemy się najpierw z podręcznika historii. To pierwsze skojarzenie na długo, a u niektórych zapewne na zawsze, zdecyduje o automatycznym łączeniu dźwięku tego słowa z otchłanią wielkich przestrzeni, bezlitosnej natury i okrutnego losu milionów.

Bezsenność w Rosji

Zawsze frapowało mnie zjawisko formowania się stereotypów, uprzedzeń i innych uproszczeń poznawczych. Najbardziej zaś zastanawiało mnie to, że można być świadomym ich istnienia, rozumieć mniej lub bardziej ich mechanikę, a mimo tego ciągle wpadać w zastawiane przez owe uproszczenia pułapki.

Przypuszczalnie właśnie z wyżej wymienionych powodów podróż koleją budzi we mnie obawy i powoduje bezsenność. Grubo zanim wyruszamy z Polski, z Tychów, zaczynam zastanawiać się, co nas właściwie czeka w tych podejrzanych wagonach. Po raz pierwszy od lat przed wyjazdem mam problemy z zaśnięciem. Oczyma wyobraźni widzę obskurne wagony, brud, smród i stada pcheł balujących na naszych pryczach. Wokół tabuny Rosjan w zaawansowanym stadium delirium tremens, którzy – jak jeden mąż – próbują mnie ogołocić z całego mojego skromnego majątku. Z taką wersją w głowie wsiadam do pociągu relacji Irkuck-Ułan Bator…

Właściwie już sama stacja w Irkucku stawia wyzwanie moim wyobrażeniom. Siedzimy na schludnej ławeczce, płytki na peronie, wokół czysto i spokojnie. Na peronie pierwszym stoi pociąg. Nasz – nie nasz? Pablo i Marcin wyruszają na misję. Ponieważ wydobycie rzetelnej informacji w tej części świata nie jest rzeczą prostą (nikt i nic nie jest tu przecież po to, żeby komuś życie ułatwiać), pertraktacje i rozmowy trwają 30 minut. Z wagonu do wagonu, od jednej funkcjonariuszki do drugiej i ciągle ten niezmienny znak zapytania na twarzy. Ów pociąg, który spokojnie stoi sobie na peronie jest do Ułan, ale rzekomo nie nasz. I jeszcze trochę kręcenia się w kółko, dreptania w te i wefte. I nagle, zupełnie magicznie pociąg okazuje się być tym, na który mamy bilet.

Wojna światów

Nie rozczulamy się specjalnie nad faktem całego zamieszania. Ważne, żeby dostać się do Mongolii. Najpierw wturla się Marcin, potem Pablo i ja. Znajdujemy przedział, który okazuje się nad wyraz czysty i zadbany. Każdy z nas rzuca się na swoją pryczę, rezerwuje swój kąt. To będzie nasz mały pełzający domek przez następne dwie doby. Tymczasem po Robaku ani śladu. Każdy z nas przejęty misją znalezienia własnego metra kwadratowego zupełnie nie zwrócił uwagi na Robaka, który zmuszony został na wejściu do ciężkiego boju z Prowadnicą. W Rosji bowiem obywatel musi zrozumieć, że świat nie jest usłany różami, a ścieżki i drogi proste być nie mogą, nawet jeśli logika i fakty wskazują inaczej. Dlatego na przykład, jeżeli masz bilet na pociąg, to wcale nie znaczy, że bez przeszkód i problemów możesz sobie tak po prostu wejść i zająć miejsce. Jeżeli tkwisz w przeświadczeniu, że należy ci się jak psu zupa, bo zapłaciłeś, bo klient to pan i takie tam, to Prowadnica, jeśli tylko zechce, szybko wyprowadzi cię z błędu. I tak oto Robak toczy walkę dobra ze złem na irkuckim peronie. Nad małymi stopniami żelaznej kolei ściera się świat Robaka skażonego zachodnimi wpływami wolności i praw rozchełstanej jednostki ze światem Prowadnicy, która wierzy w ład i porządek społeczny i nadrzędną rolę Matki Rosji. Jej mundur strzeże tych przewodnich wartości i jeśli trzeba użyć jego mocy, żeby utrzeć nosa kapitaliście - nie cofnie się przed żadnym koniecznym ruchem; wręcz przeciwnie – wykona go z dziką rozkoszą.

Do tej pory nie wiem, jakich argumentów użył Robak. Zapewne dość mocnych, bo oto po jakichś 10 minutach nasz bohater sunie przez korytarz wagonu jak lokomotywa po syberyjskim śniegu. Teraz możemy wszyscy wygodnie się ulokować w naszym półprzedziale.

Przedziały nie mają drzwi. To takie na pół oddzielone prycze, gdzie nie ma miejsca na prywatność, ale i też o wszelką podejrzaną działalność trudniej, dlatego choć mało „prywatne”, dają poczucie względnego bezpieczeństwa. W naszym wagonie nie ma cudzoziemców. Do przygranicznych Nauszek jedziemy z tubylcami. Tam dopiero przesiądziemy się w wypełnione turystami wagony mongolskie.

W drodzeW drodze

Życie wagonowe

W pociąguŻycie w pociągu toczy się swoim własnym unormowanym trybem. Na wstępie dostajemy poszewki i prześcieradła. Całkiem czyste i wydają się być nawet wykrochmalone. Prycze są krótkie, więc kończyny nieuchronnie wystają nam aż na korytarz. Drogą empiryczną dochodzimy do tego jak uzyskać wrzątek. Na końcu wagonu, tuż obok przedziału Prowadnicy wisi wielki samowar ogrzewany węglem. Stąd możemy czerpać wrzątek do woli przez całą dobę. Nie wszystkie usługi w naszym wagonie dostępne są jednak 24h na dobę. Toaleta na przykład zamykana jest późnym wieczorem na niemal 2 godziny. Zamyka się i już. Żadnych wyjątków w tak zwanych „nagłych” przypadkach nie uwzględnia się. W wagonie obowiązują żelazne reguły, a nasza Prowadnica zdecydowanie nie wygląda na osobę, z którą można negocjować.

W pociąguParokrotnie jesteśmy ostro strofowani za otwarte piwo (!). Stereotyp imprezy na szynach runie jak każdy inny, który siedzi mi w głowie w przegródce „kolej transsyberyjska” – gdzie ci wszyscy nachlani, skorzy do imprezy kolesie? Gdzie te huczne imprezy? Gdzie wódka lejąca się strumieniami? Gdzie zarzygane korytarze? Jeśli to wszystko gdzieś jest, to na pewno nie w naszym wagonie. Musimy grzecznie ułożyć się spać o 23.00, bo Prowadnica nie będzie nas przecież ciągle upominać… Jest cisza nocna, więc do wyra! Porządek i dyscyplina. Światła gasną. Przepisowa cisza dopuszcza tylko turkot pociągu.

O Prowadnicy słów parę

Nasza Prowadnica warta jest akapitu. Lekko skośnooka tleniona blondynka o wąskich ustach mrozi nas spojrzeniem właściwie już od samego wejścia. Jej królestwo obejmuje terytorium wagonu. Tutaj jest pierwsza po Bogu. Status podkreśla mundur. Mundur w Rosji automatycznie lokuje o trzy półki wyżej w społecznej hierarchii. Mundur oznacza również powagę. Śmiertelną powagę. Nawet drgnięcie ust nie jest dozwolone. Drobny ślad uśmiechu na twarzy urągać mógłby powadze majestatu urzędnika państwowego, którego atrybuty noszone są z dumą, wręcz uniesieniem. I nieskrywanym poczuciem wyższości.

Nasza Prowadnica usilnie stara się dopasować do modelu nienagannego mundurowego. Godziny mijają, kolejne otworzone pod stołem piwo i wypieki na policzkach Mareczka różowieją radośnie. Czy ktokolwiek, nawet Prowadnica, mogłaby się mu oprzeć? Z godziny na godzinę obserwuję jej mięknący ton, jej wyślizgujący się niechcący i wbrew jej woli uśmiech. Nasze nieporadne próby konwersacji w rosyjskim budzą jej (usilnie skrywane) rozbawienie. Budzą też nieśmiało rodzącą się sympatię. Zdaje się, że wzajemną.

Nauszki – trzepanie wagonów

Jeszcze chwila, chwilunia (w kategoriach Syberyjskich oczywiście) i będziemy w Mongolii. Najpierw przeprawa przez granicę. Postój trwa pięć godzin – wystarczy, żeby kupić bilet relacji Nauszki - Ułan Bator, dwanaście butelek piwa i przejść wioskę wszerz i wzdłuż parę razy. Najczęściej odwiedzamy sklep. Nasz pierwszy koszyk z zakupami wygląda dość skromnie przy rasowych ogóreczkach i wódeczce (dwie flaszki na łebka) w rękach grupki stojących obok rosyjskich żołnierzy. Ciarki przechodzą mnie po plecach. Tam to będzie imprezka.

W Nauszkach pociąg przechodzi swoją małą metamorfozę. To wagonik odczepią, to coś doczepią, to znów pociąg odjedzie po to, żeby za chwilę wrócić. W końcu pojawia się w swej ostatecznej postaci. Możemy zająć miejsce w przedziale. Przedziały mongolskiego pociągu są nieco bardziej intymne – coś w stylu PKP. Nikt też specjalnie nie protestuje, gdy wnosimy szkło. To dobrze wróży!

Jeszcze tylko przetrwać trzeba ostatnie spotkanie z Rosjanami – służbą graniczną. Strażnik uparcie po rosyjsku - a my, że nie rozumiemy. Jemu w głowie się nie mieści, że Polaki po rosyjsku nie paniemają! No coś tu ściemniają przedstawiciela władzy! Za chwilę wpada rosła pani z latarką – zmierzy dokładnie każdy kąt przedziału – kto nas tam wie, pewnie coś cennego z Rosji wywieść chcemy. Tych rosyjskich klejnotów jest z Rosji dużo do wywiezienia, więc trzeba nas konkretnie przetrzepać. Przez nas Rosja może zubożeć, a tego nikt przecież nie chce. Nikt nie chce, żeby zubożała jeszcze bardziej…

Dwóch Polaków już odstawili. Wiza wygasła im wczoraj. Trzeba pewnie im będzie do Ułan Ude wracać – do konsulatu. Ot, taki bonus.

Pociąg rusza. Sunie powoli, ospale. Krajobraz za oknem powoli się zmienia. W pociągu także zmiany. Prowadnice w wagonie są dwie (program walki z bezrobociem?). Są miłe i uśmiechnięte. Co za odmiana, co za ulga. Znowu można się śmiać. Jesteśmy w Mongolii.

W drodze
Stereotypy weryfikowała Ania Kociołek.
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.