Truskawki. Założę się, że wielu osobom kojarzą się z dzieciństwem, wakacjami. Mnie w sezonie truskawkowym nie trzeba było karmić niczym innym jak miską truskawek rozgniecionych z cukrem i śmietaną (albo jogurtem naturalnym). To dość kojące wspomnienie, do którego wracam co rok. Jak już zaspokoję dziecięce zachcianki, to mogę eksperymentować z tymi owocami. Sałatka z łososiem i truskawkami? Dlaczego nie? Truskawki ze szpinakiem, orzechami i octem? A jakże! Te owoce kochają się także z kozim serkiem czy miętą. Na wytrawnie, rzecz jasna. Wyjdźcie więc proszę na chwilę z krainy dziecięcych misek pełnych truskawek ze śmietaną i spróbujcie ich w nieco innej scenerii. Wytrawnej, kwaskowatej, pieprznej. Zdecydowanie dorosłej. Na przystawkę lub po prostu przekąskę.
Truskawki zmiksować z cukrem, lub same na gładką masę. Rozlać ją do szklanek lub kieliszków (lub specjalnych naczynek zwanych verrines). Każdą porcję udekorować serkiem mascarpone, polać octem balsamicznym, na górę zmielić nieco czarnego pieprzu.
Jeśli nie macie oryginalnego octu balsamicznego (i nie dziwię się Wam, bo są pierońsko drogie!), to zredukujcie ocet (ten brązowy, który udaje balsamiczny) z cukrem - zagotujcie go, zmniejszcie ogień i gotujcie, aż będzie wyglądał nieco jak olej samochodowy.